Przejdź do głównej zawartości

1.5 Opuszczamy nielogiczne miasto

Nasz ostatni "pełny" dzień,czyli poniedziałek,poświęciłyśmy na powolne spacery,ostatnie zakupy,leniuchowanie i pakowanie. Zrobiłyśmy sobie rundkę po Calle i Plaza Mayor,a następnie ległyśmy w Parque del Buen Retiro,czyli takich dużych warszawskich Łazienkach.
Dziś opuszczamy Madryt. Beata wraca do Warszawy,a Nina i ja jedziemy na południe,do Jerez de la Frontera. Dlaczego nazwałam Madryt nielogicznym miastem? Bo jest pełne idiotycznych rozwiązań architektonicznych.Bo sygnalizacja świetlna nie działa,tylko wiecznie jest żółto-żółte światło. Bo na wielkich stacjach przesiadkowych nie ma toalet. Bo tylko starsi potrafią pomóc,pogadać,a młodzi tylko gapią się jak blondynka dzwiga walizkę,bo przecież to świetny widok.Bo nawet żeby wyjść z metra trzeba mieć ważny bilet,który nie działa w chwili,kiedy spieszysz się na samolot.
Wstałyśmy przed 5 rano,żeby zdążyć na pierwszy pociąg do miasta,ten o 5.49. Na dworze było jeszcze ciemno,ale niebo miało niesamowity granatowo-niebieski kolor.
Pierwsza samolot miała Beata(wylatywała o 9),nasz o 11.50. Odprowadziłyśmy ją aż do kontroli bezpieczeństwa i pojechałyśmy na nasz terminal. Tam zjadłyśmy jedzenie,które nam jeszcze pozostało,a ochroniarze dziwnie się na nas patrzyli(oczywiście,że zamierzamy skonstruować bombę z wody,chipsów i pasztetu).
O 13.10 wylądowałyśmy w Máladze,skąd o 16.48 miałyśmy pociąg do Jerez z przesiadką w Dos Hermanas. Pódróż była bardzo wygodna i szybka(mkniemy 160 km/h). A widoki mijane po drodze zapierały dech w piersiach. Nagie skały,malutkie,białe domki i stacyjki pośrodku pustkowia. Nie chcę nazywać tego miejsca zadupiem,bo to byłoby krzywdzące. Ciężko to opisać,ale tam było po prostu pięknie,spokojnie i cicho.
Jest 20.36.Za 11 minut zatrzymamy się w Jerez.Temperatura na dworze wynosi 25 stopni.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

5.3 Garść końcowych przemyśleń

Słów kilka o Golem. Jest to miejsce typowo wczasowe. Wzdłuż plaży ciągnie się długi rząd hoteli, a przed nimi mozaika złożona z kolorowych parasoli. Przez kawałek miejscowości ciągnie się deptak. Mateusz powiedział:"Nie napisałaś wcześniej, że deptak jak w Kołobrzegu". Tak więc piszę o tym teraz. Wieczorem cała ta turystyczna masa wylega na ten deptak, prezentując swoją opaleniznę i ciuszki (dlaczego nikt mi nie powiedział, że na każdy wieczór muszę mieć inną sukienkę...?!). To miejsce, poza rolą wybiegu, pełni też rolę handlową. Po prawej i lewej stronie można znaleźć stragany z pamiątkami i jedzeniem, atrakcje z wesołych miasteczek typu strzelnica czy samochodziki. I te ludzkie pielgrzymki tak chodzą w te i we wte, najpierw deptakiem, a potem brzegiem morza - deptak na szczęście nie ciągnie się przez całą miejscowość - do naszego hotelu już nie dociera, tak więc wieczorami mogliśmy spokojnie posiedzieć ma tarasie, bez tych chmar ludzi paradujących przed naszym nosem.

2.6. Debrecen i piękne winnice Tokaju

Rozpoczynam zwiedzanie wschodu Węgier! W mój pierwszy dzień w Hajdudorog obudziłam się wypoczęta. Ach,co za cudny poranek na węgierskiej wsi! Cisza, spokój, słońce i świeże powietrze... Sounds perfect! Spokojnie, nie poganiana przez nikogo, poszłam coś zjeść. Zasiedliśmy z Levim w kuchni, która warta jest poświęcenia jej kilku słów, ponieważ jest lekko niestandardowa. Tata Leviego zajmuje się handlem starociami, jeździ po całym kraju, skupuje, sprzedaje, ale co ładniejsze drobiazgi zostają właśnie w kuchni. Ściany całe zawieszone są starymi łyżkami, dzbanuszkami,garnuszkami i innymi przedmiotami użytku codziennego. Całości dopełniają ręcznie tkane ściereczki i obrusiki,niektóre z motywami kwiatowymi, inne z wierszykami i przysłowiami. Cała kuchnia ma w sobie coś niesamowitego i nieuchwytnego. Odbicie przeszłości? Zapach folkloru? Radość życia bez pędu i pośpiechu? Wiem jedno. Czuję się tu świetnie. Jakby miasto i cała cywilizacja była lata świetlne stąd. Nie chodzi o to,że ludzie tu n

2.4. Balaton-czyli jak żyć w kraju bez morza?

I tak zostałam sama w Siófok. Siófok?Sama? Cofnijmy się do początku,czyli do 15 sierpnia. Wraz z Beatą i jej mamą pojechałyśmy pociągiem z dworca Deli do Siófok,czyli największego miasta na południowym wybrzeżu Balatonu. Wikipedia pisze o Balatonie tak: Balaton, Jezioro Błotne  – największe  jezioro   Węgier  i zarazem  Europy Środkowej , położone w południowo-zachodnich Węgrzech, na  Nizinie Panońskiej , u południowych podnóży  Lasu Bakońskiego , około 80 km od  Budapesztu . Powierzchnia 592 km² Wymiary 77 × 14 km Głębokość • średnia • maksymalna 3,2 m 12,2 m Wysokość  lustra 104 m n.p.m. Podróż trwała króciutko,bo tylko 1,5h.W międzyczasie omal nie doprowadziłyśmy konduktora do zawału naszymi polskimi legitymacjami.Wybałuszył oczy,ale nic nie powiedział.Dobrzy ci Węgrzy,litościwi dla bratanków. :) Po drodze przejeżdzałyśmy przez Szekesfehervar,czyli dawną stolicę kraju( dopisać do listy "do zobaczenia" na następną podróż!). Po ponad godzinie tory kolejowe prawi