Nasz ostatni "pełny" dzień,czyli poniedziałek,poświęciłyśmy na powolne spacery,ostatnie zakupy,leniuchowanie i pakowanie. Zrobiłyśmy sobie rundkę po Calle i Plaza Mayor,a następnie ległyśmy w Parque del Buen Retiro,czyli takich dużych warszawskich Łazienkach.
Dziś opuszczamy Madryt. Beata wraca do Warszawy,a Nina i ja jedziemy na południe,do Jerez de la Frontera. Dlaczego nazwałam Madryt nielogicznym miastem? Bo jest pełne idiotycznych rozwiązań architektonicznych.Bo sygnalizacja świetlna nie działa,tylko wiecznie jest żółto-żółte światło. Bo na wielkich stacjach przesiadkowych nie ma toalet. Bo tylko starsi potrafią pomóc,pogadać,a młodzi tylko gapią się jak blondynka dzwiga walizkę,bo przecież to świetny widok.Bo nawet żeby wyjść z metra trzeba mieć ważny bilet,który nie działa w chwili,kiedy spieszysz się na samolot.
Wstałyśmy przed 5 rano,żeby zdążyć na pierwszy pociąg do miasta,ten o 5.49. Na dworze było jeszcze ciemno,ale niebo miało niesamowity granatowo-niebieski kolor.
Pierwsza samolot miała Beata(wylatywała o 9),nasz o 11.50. Odprowadziłyśmy ją aż do kontroli bezpieczeństwa i pojechałyśmy na nasz terminal. Tam zjadłyśmy jedzenie,które nam jeszcze pozostało,a ochroniarze dziwnie się na nas patrzyli(oczywiście,że zamierzamy skonstruować bombę z wody,chipsów i pasztetu).
O 13.10 wylądowałyśmy w Máladze,skąd o 16.48 miałyśmy pociąg do Jerez z przesiadką w Dos Hermanas. Pódróż była bardzo wygodna i szybka(mkniemy 160 km/h). A widoki mijane po drodze zapierały dech w piersiach. Nagie skały,malutkie,białe domki i stacyjki pośrodku pustkowia. Nie chcę nazywać tego miejsca zadupiem,bo to byłoby krzywdzące. Ciężko to opisać,ale tam było po prostu pięknie,spokojnie i cicho.
Jest 20.36.Za 11 minut zatrzymamy się w Jerez.Temperatura na dworze wynosi 25 stopni.
Słów kilka o Golem. Jest to miejsce typowo wczasowe. Wzdłuż plaży ciągnie się długi rząd hoteli, a przed nimi mozaika złożona z kolorowych parasoli. Przez kawałek miejscowości ciągnie się deptak. Mateusz powiedział:"Nie napisałaś wcześniej, że deptak jak w Kołobrzegu". Tak więc piszę o tym teraz. Wieczorem cała ta turystyczna masa wylega na ten deptak, prezentując swoją opaleniznę i ciuszki (dlaczego nikt mi nie powiedział, że na każdy wieczór muszę mieć inną sukienkę...?!). To miejsce, poza rolą wybiegu, pełni też rolę handlową. Po prawej i lewej stronie można znaleźć stragany z pamiątkami i jedzeniem, atrakcje z wesołych miasteczek typu strzelnica czy samochodziki. I te ludzkie pielgrzymki tak chodzą w te i we wte, najpierw deptakiem, a potem brzegiem morza - deptak na szczęście nie ciągnie się przez całą miejscowość - do naszego hotelu już nie dociera, tak więc wieczorami mogliśmy spokojnie posiedzieć ma tarasie, bez tych chmar ludzi paradujących przed naszym nosem.
Hahahaha :D to z bombą najlepsze :D
OdpowiedzUsuń