I tak zostałam sama w Siófok. Siófok?Sama? Cofnijmy się do początku,czyli do 15 sierpnia. Wraz z Beatą i jej mamą pojechałyśmy pociągiem z dworca Deli do Siófok,czyli największego miasta na południowym wybrzeżu Balatonu. Wikipedia pisze o Balatonie tak:
Balaton, Jezioro Błotne – największe jezioro Węgier i zarazem Europy Środkowej, położone w południowo-zachodnich Węgrzech, na Nizinie Panońskiej, u południowych podnóży Lasu Bakońskiego, około 80 km od Budapesztu.
Podróż trwała króciutko,bo tylko 1,5h.W międzyczasie omal nie doprowadziłyśmy konduktora do zawału naszymi polskimi legitymacjami.Wybałuszył oczy,ale nic nie powiedział.Dobrzy ci Węgrzy,litościwi dla bratanków. :) Po drodze przejeżdzałyśmy przez Szekesfehervar,czyli dawną stolicę kraju( dopisać do listy "do zobaczenia" na następną podróż!). Po ponad godzinie tory kolejowe prawie zrównały się z nabrzeżem i zza drzew po raz pierwszy wyłonił się Balaton. Piękny,ogromny,o wodzie lekko turkusowej,trochę zielonej. Mówią,że za każdym razem ma inny kolor( kolejne dni potwierdziły ten fakt). Wysiadłyśmy na stacji i po szybkim rozeznaniu,udałyśmy się w kierunku miejsca,w którym miałyśmy mieszkać przez najbliższe dni. Po drodze przeszłyśmy przez Rynek/plac głowny/nie wiem,jak to nazwać. Niewielki plac z przepiękną fontanną i kilkudziesięciometrową wieżą ciśnień(aktualnie widokową) oraz centrum handlowym,wszystko otoczona restauracjami i sklepami z pamiątkami. Mieszkałyśmy około 15 minut piechotą od tego placu,na kwaterze u starszej pani. W swoim mieszkaniu wynajmowała 6 pokoi,na dole była wspólna kuchnia,która jednocześnie była kuchnią i salonem wyżej wspomnianej pani i jej rodziny,dlatego nie do końca było jasne,czy w ogóle możemy tam przebywać. Właścicielka była nawet sympatyczna,za to jej córka,która siedziała cały dzień w tym salonie,nigdy nie reagowała na powitania i wyglądało to,jakby wszystkich wczasowiczów traktowała jak intruzów,którzy wdarli się do jej domu. No nic,trudno. Łazienkę miałyśmy własną,aczkolwiek wchodziło się do niej z korytarza. Mnie to tam bardzo nie przeszkadzało,było tam tak mało osób,że nie było to w żadnym stopniu utrudnieniem. W pokoju miałyśmy też balkon,jednak nie do końca nasz... W pokoju obok mieszkało trzech chłopaków,którzy jak się potem okazało byli węgierskimi policjantami... CO? Przecież wyglądali na niewiele starszych ode mnie?! No nic,trudno. Problemem był bardziej fakt,że kiedy się rozsiadali na tym niezbyt dużym balkonie,siedzieli w świetle naszych drzwi.Co oznacza,że musiałyśmy zamykać nasze drzwi i siedzieć w duchocie,bo inaczej prawie włazili nam do pokoju.A do tego jeszcze bumc bumc melanż,melanż na balkonie do nocy. No coż... Pierwszego dnia skorzystałam z tego,że akurat siedzą na balkonie i poprosiłam o hasło do wifi.Okazało się,że panowie nie są komunikatywni w żadnym innym języku oprócz węgierskiego(co nie przeszkodziło im w podrywaniu mnie,podczas gdy rozmawiałam przez telefon na korytarzu...). Ale koniec o sąsiadach! Lepiej opowiem,co się działo w Siófok. Nie będę się rozdrabniać na poszczególne dni,bo prawie każdy był taki sam. W Siófok nie ma za bardzo co robić.Wszyscy,którzy tu przyjeżdżają stawiają na odpoczynek i życie nocne.Ale o tym zaraz.
Codziennie,po śniadaniu, wyruszałyśmy w drogę na plażę,oddaloną od naszego domu o,mniej więcej, 20 minut piechotą. Plaża trochę mnie rozczarowała,bo niestety była trawiasta,a zejście do wody po schodkach i wybetonowany brzeg,ale trudno.Balaton wszystko rekompensował. Woda czyściutka,a dno gładkie,z miękkim piaseczkiem.Cieplej niż w naszym morzu,ale i tak dosyć zimno,zważywszy na temperatury powietrza(35 stopni). Tak więc każdego dnia przychodziłyśmy na plażę,aby podłapać trochę opalenizny,popijać bezalkoholowe mojito i jeść lody o smaku macaronsów. :) Wracałyśmy wieczorami(plaża była zamykana o 19),aby coś zjeść i szłyśmy na spacer po mieście.
Siófok jest przedzielone linią kolejową na dwie części. Ta, w której mieszkałyśmy, to ta sama,w której znajduje się plac główny,dworzec kolejowy,a także targ,otwarty aż do 22. Tam właśnie poszłyśmy pierwszego dnia.Chodząc pomiędzy straganami,usłyszałyśmy muzykę dobiegającą z drugiej części miasta(tej z plażą i portem). Idąc na azymut za muzyką,dotarłyśmy na Deptak.Piszę z wielkiej litery,bo nie wiem,jak się nazywa to miejsce,a chcę podkreślić,że mówię o konkretnym miejscu. Wtedy,na pierwszy rzut oka zachwycił nas. Mnóstwo barów,klubów,muzyki. Tłumy ludzi,wesołe miasteczko.Jednym słowem-wielka impreza. Kilka dni później zmieniłam zdanie o Deptaku.Wybrałyśmy się z Beatą na koncert zespołu,grającego muzykę grecką i takim sposobem znalazłyśmy się na Deptaku mniej więcej 2 godziny póżniej niż kilka dni wcześniej. Koncert był super.Pomimo że wykonawcami byli Węgrzy,idealnie oddali klimat gorącej nocy w Grecji. (takie klimaty : kalinichta)Nieprzyjemne zaczęło się potem. Cały deptak był
pełen spitych nastolatków(głownie Niemców) i dziewczyn,które wyglądały jakby szukały przygody na jedną noc. Na domiar wszystkiego nocne kluby wyszły poza swoje cztery ściany i pół nagie kobiety tańczyły prawie na chodniku. Powiało taką tandetą,że od razu odechciało mi się przebywania w tym miejscu...
Pomimo tego,Siófok jest bardzo przyjemnym miejscem,w którym naprawdę można odpocząć i polecam go na wakacyjne podróże. Nasi rodacy już je docenili,bo byli chyba najczęściej spotykaną grupą narodowościową na mieście... A i jeszcze jedno,ciężko tam z dogadaniem się po angielsku. Prawie wszyscy znają niemiecki i niestety właśnie w tym języku odpowiadają na wszelakie pytania...
Piszę to wszystko,siedząc pod wieżą ciśnień na placu głównym i czekając aż przyjedzie tu mój przyjaciel Węgier. Beata i jej mama siedzą już w pociągu do Budapesztu,a ja jestem wciąż tutaj. Ale o tym w następnym poście :)
1.Dworzec Deli
2-4.W drodze do Siófok
5-6.Dworzec w Siófok
7-8.Główny plac-wieża ciśnień(obecnie widokowa) i fontanna
9-10.Dziwne rzeźby na placu głównym
11.Balaton!
12-18.Siófok nocą
13-15.Plażing
16.Langos (więcej o super jedzeniu będzie w ostatnim poście)
17-18. Dworzec w Siófok
19-20. Mojito <3
Powierzchnia | 592 km² |
Wymiary | 77 × 14 km |
Głębokość • średnia • maksymalna | 3,2 m 12,2 m |
Wysokość lustra | 104 m n.p.m. |
Codziennie,po śniadaniu, wyruszałyśmy w drogę na plażę,oddaloną od naszego domu o,mniej więcej, 20 minut piechotą. Plaża trochę mnie rozczarowała,bo niestety była trawiasta,a zejście do wody po schodkach i wybetonowany brzeg,ale trudno.Balaton wszystko rekompensował. Woda czyściutka,a dno gładkie,z miękkim piaseczkiem.Cieplej niż w naszym morzu,ale i tak dosyć zimno,zważywszy na temperatury powietrza(35 stopni). Tak więc każdego dnia przychodziłyśmy na plażę,aby podłapać trochę opalenizny,popijać bezalkoholowe mojito i jeść lody o smaku macaronsów. :) Wracałyśmy wieczorami(plaża była zamykana o 19),aby coś zjeść i szłyśmy na spacer po mieście.
Siófok jest przedzielone linią kolejową na dwie części. Ta, w której mieszkałyśmy, to ta sama,w której znajduje się plac główny,dworzec kolejowy,a także targ,otwarty aż do 22. Tam właśnie poszłyśmy pierwszego dnia.Chodząc pomiędzy straganami,usłyszałyśmy muzykę dobiegającą z drugiej części miasta(tej z plażą i portem). Idąc na azymut za muzyką,dotarłyśmy na Deptak.Piszę z wielkiej litery,bo nie wiem,jak się nazywa to miejsce,a chcę podkreślić,że mówię o konkretnym miejscu. Wtedy,na pierwszy rzut oka zachwycił nas. Mnóstwo barów,klubów,muzyki. Tłumy ludzi,wesołe miasteczko.Jednym słowem-wielka impreza. Kilka dni później zmieniłam zdanie o Deptaku.Wybrałyśmy się z Beatą na koncert zespołu,grającego muzykę grecką i takim sposobem znalazłyśmy się na Deptaku mniej więcej 2 godziny póżniej niż kilka dni wcześniej. Koncert był super.Pomimo że wykonawcami byli Węgrzy,idealnie oddali klimat gorącej nocy w Grecji. (takie klimaty : kalinichta)Nieprzyjemne zaczęło się potem. Cały deptak był
pełen spitych nastolatków(głownie Niemców) i dziewczyn,które wyglądały jakby szukały przygody na jedną noc. Na domiar wszystkiego nocne kluby wyszły poza swoje cztery ściany i pół nagie kobiety tańczyły prawie na chodniku. Powiało taką tandetą,że od razu odechciało mi się przebywania w tym miejscu...
Pomimo tego,Siófok jest bardzo przyjemnym miejscem,w którym naprawdę można odpocząć i polecam go na wakacyjne podróże. Nasi rodacy już je docenili,bo byli chyba najczęściej spotykaną grupą narodowościową na mieście... A i jeszcze jedno,ciężko tam z dogadaniem się po angielsku. Prawie wszyscy znają niemiecki i niestety właśnie w tym języku odpowiadają na wszelakie pytania...
Piszę to wszystko,siedząc pod wieżą ciśnień na placu głównym i czekając aż przyjedzie tu mój przyjaciel Węgier. Beata i jej mama siedzą już w pociągu do Budapesztu,a ja jestem wciąż tutaj. Ale o tym w następnym poście :)
1.Dworzec Deli
2-4.W drodze do Siófok
5-6.Dworzec w Siófok
Komentarze
Prześlij komentarz