Przejdź do głównej zawartości

2.1. Sziasztok!

Teraz nastąpi opowieść o tym,jak wyglądały moje pierwsze chwile podczas tego wyjazdu.To już trzeci raz, więc wracam zupełnie jak do siebie.Serio.To bardzo ciekawe,no przecież nic nie rozumiem,a pomimo to ogarniam komunikację i wszystko.Już tylko ostrzę ząbki na jakieś erasmusy czy coś podobnego. Ale marzenia na bok. Na razie będę opisywać to,co naprawdę sie dzieje.
Przyleciałyśmy w niedziele o 16.20. Lot oczywiście trwał marne 50 minut,czyli mniej niż moja droga do szkoły.ech... Na lotnisku,ja juz taka obeznana,poszłam po bilety komunikacji miejskiej. Już od dwóch lat jeżdżę na bilety miesięczne(tylko dlatego,że podczas mojej pierwszej podróży tutaj pomagali mi znajomi miejscowi). Podchodzę do kasy,proszę o bilet,a pani mnie prosi o legitymację,po czym mówi ze takiej nie honorują.Ja oczywiście w szoku,bo jak to. Na szczęście uratowało mnie to,że koło legitymacji miałam wsadzony bilet z ubiegłego roku. Pani pyta czy w takim razie jeździłam juz tak.A ja,że dwa razy. No dobrze,a czy przechodziłam kontrolę i pokazywałam legitymację.Tak oczywiście i to nie raz. Uff,sprzedała mi w końcu ten bilet.Juz się bałam że przestaną honorować moją polską legitymację...
Po małych zawirowaniach(ale z jakże nieocenioną pomocą przemiłych miejscowych) dotarłyśmy do hostelu. Nie mogłyśmy znaleźć numeru domu i kiedy w końcu go znalazłyśmy przed naszymi oczami ukazały się jakieś stare,prawie nieoznaczone drzwi.My już z czarnymi wizjami,że czeka nas spanie pod mostem,ale na szczęście okazało się,że nasz hostel jest w podwórzu i musimy przejść przez te drzwi i ogród. Hostel posiada 3 piętra.Na dole jest wspólny pokój,z lodówka,naczyniami i czajnikiem,gdzie goście przygotowują sobie jedzenie. Jak na opłatę 55 zł za noc,warunki są słabe.Pokoje nie posiadają nawet żadnych półek ani szafek i jest bardzo głośno i duszno. Ale przecież nie przyjechałam tu mieszkać w hotelu. Po krótkim odpoczynku,poszłyśmy podziwiać Budapeszt by night. Zawsze staram się zaczynać mój pobyt tutaj od nocnego spaceru właśnie. Kiedy byłam tu pierwszy raz, mój kolega,budapesztenczyk zupełnie zakochany w swoim mieście,powiedział mi,że nowe miasto warto jest zobaczyć najpierw nocą,bo nocą wszystko ma inny smak,inny wymiar i pozostawia zupełnie inne wrażenie. Za każdym razem Budapeszt robi na mnie tak samo ogromne wrażenie. Piękne miasto o niesamowitym klimacie i niezwykle sympatycznych ludziach. A widok Dunaju w asyście oświetlonych mostów,Parlamentu,Zamku Królewskiego i Baszt Rybackich,to po prostu bajka.
Zdjęcia:
1-2.Lot na Węgry
3-4.Stacja metra Szent Gellert tér,nowo otwarta i jedna z najpiękniejszych jakie widziałam
5.Most Wolności
6.Artystyczny Deak Ferenc tér
7.Most Szechyniego
8-9.Dwie wersje Bazyliki Świętego Stefana
10-11.Most Szechyniego i Wzgórze Zamkowe
12.By night











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

5.3 Garść końcowych przemyśleń

Słów kilka o Golem. Jest to miejsce typowo wczasowe. Wzdłuż plaży ciągnie się długi rząd hoteli, a przed nimi mozaika złożona z kolorowych parasoli. Przez kawałek miejscowości ciągnie się deptak. Mateusz powiedział:"Nie napisałaś wcześniej, że deptak jak w Kołobrzegu". Tak więc piszę o tym teraz. Wieczorem cała ta turystyczna masa wylega na ten deptak, prezentując swoją opaleniznę i ciuszki (dlaczego nikt mi nie powiedział, że na każdy wieczór muszę mieć inną sukienkę...?!). To miejsce, poza rolą wybiegu, pełni też rolę handlową. Po prawej i lewej stronie można znaleźć stragany z pamiątkami i jedzeniem, atrakcje z wesołych miasteczek typu strzelnica czy samochodziki. I te ludzkie pielgrzymki tak chodzą w te i we wte, najpierw deptakiem, a potem brzegiem morza - deptak na szczęście nie ciągnie się przez całą miejscowość - do naszego hotelu już nie dociera, tak więc wieczorami mogliśmy spokojnie posiedzieć ma tarasie, bez tych chmar ludzi paradujących przed naszym nosem.

2.6. Debrecen i piękne winnice Tokaju

Rozpoczynam zwiedzanie wschodu Węgier! W mój pierwszy dzień w Hajdudorog obudziłam się wypoczęta. Ach,co za cudny poranek na węgierskiej wsi! Cisza, spokój, słońce i świeże powietrze... Sounds perfect! Spokojnie, nie poganiana przez nikogo, poszłam coś zjeść. Zasiedliśmy z Levim w kuchni, która warta jest poświęcenia jej kilku słów, ponieważ jest lekko niestandardowa. Tata Leviego zajmuje się handlem starociami, jeździ po całym kraju, skupuje, sprzedaje, ale co ładniejsze drobiazgi zostają właśnie w kuchni. Ściany całe zawieszone są starymi łyżkami, dzbanuszkami,garnuszkami i innymi przedmiotami użytku codziennego. Całości dopełniają ręcznie tkane ściereczki i obrusiki,niektóre z motywami kwiatowymi, inne z wierszykami i przysłowiami. Cała kuchnia ma w sobie coś niesamowitego i nieuchwytnego. Odbicie przeszłości? Zapach folkloru? Radość życia bez pędu i pośpiechu? Wiem jedno. Czuję się tu świetnie. Jakby miasto i cała cywilizacja była lata świetlne stąd. Nie chodzi o to,że ludzie tu n

2.4. Balaton-czyli jak żyć w kraju bez morza?

I tak zostałam sama w Siófok. Siófok?Sama? Cofnijmy się do początku,czyli do 15 sierpnia. Wraz z Beatą i jej mamą pojechałyśmy pociągiem z dworca Deli do Siófok,czyli największego miasta na południowym wybrzeżu Balatonu. Wikipedia pisze o Balatonie tak: Balaton, Jezioro Błotne  – największe  jezioro   Węgier  i zarazem  Europy Środkowej , położone w południowo-zachodnich Węgrzech, na  Nizinie Panońskiej , u południowych podnóży  Lasu Bakońskiego , około 80 km od  Budapesztu . Powierzchnia 592 km² Wymiary 77 × 14 km Głębokość • średnia • maksymalna 3,2 m 12,2 m Wysokość  lustra 104 m n.p.m. Podróż trwała króciutko,bo tylko 1,5h.W międzyczasie omal nie doprowadziłyśmy konduktora do zawału naszymi polskimi legitymacjami.Wybałuszył oczy,ale nic nie powiedział.Dobrzy ci Węgrzy,litościwi dla bratanków. :) Po drodze przejeżdzałyśmy przez Szekesfehervar,czyli dawną stolicę kraju( dopisać do listy "do zobaczenia" na następną podróż!). Po ponad godzinie tory kolejowe prawi