Przejdź do głównej zawartości

2.2. Miasto wzgórz,wysp,zabytków i knajp

W poniedziałek zaczęłyśmy zwiedzanie na całego,czyli od Góry Gellerta. Na dworze oczywiscie upał trzydziestopięciostopniowy,ale wspinamy się.(Mam wrażenie,że w ubiegłym roku wspinałam się w jeszcze większym upale). Podejście jest całkiem stronę,ale za to widoki są przecudne. Kiedy taki zmęczony turysta w końcu dotrze na szczyt,w nagrodę za wysiłek otrzymuje panoramę calutkiego miasta.Mosty,parlament,wzgórza Budańskie i wiele wiele więcej.Dlatego chyba doslownie każdy,kto był w Budapeszcie,był na Górze Gellerta. Zwłaszcza że teraz jeszcze łatwiej pod nią podjechać - jakieś 3 miesiące temu otwarto czwartą linię metra i jedna ze stacji jest wlasnie tutaj. To najpiękniejsza stacja,jaką widziałam.Z zewnątrz są porobione mini sadzawki i fontanny,podswietlone nocą. Wewnątrz wszystko jest ułożone malutkimi kafelkami. (w poprzednim poście zamieściłam jej zdjęcie).
Po zejściu z Gellerta byłyśmy już porządnie głodne,więc postanowiłyśmy zjeść obiad w Castro Bistro-miejscu,które polecił mi jeden z moich tutejszych kolegów juz podczas mojej pierwszej wizyty w Budapeszcie. Bistro jest niezwykle urokliwe i klimatyczne.Ceny są przystępne,jedzenie pyszne(gulasz!!!),a obsluga bardzo miła. Do tego dochodzi iście hipsterski (w dobrym tego słowa znaczeniu) i miły czas gwarantowany:)
Ten dzień zakończyłyśmy z Beatą wizytą w dwóch klubo-barach. Pierwszym z nich był A38-klub,bar i restauracja utworzone na starej barce,zacumowanej przy moście Petöfiego. Mój kolega miał tam mieć dziś koncert. Klub jest mega,ma trzy poziomy i cuuudowny widok dookoła.Można do tego dodać fakt,że w europejskim rankingu knajp,A38 zajmuje zaszczytne pierwsze miejsce! Drugim z miejsc,które odwiedziłyśmy był bar Szimpla. W wyżej wspomnianym rankingu na 3 miejscu,a mój absolutny faworyt. Nigdy nie byłam w bardziej artystycznym,dziwnym i nieprzewidywalnym miejscu! Kiedy moi znajomi przyprowadzili mnie tu 2 lata temu,ostrzegali że wnętrze wygląda jakby wybuchła tu bomba. Nic do siebie nie pasuje,każdy mebel z innej bajki. Efekt niesamowity,a knajpa popularna zarówno wśród miejscowych,jak i przyjezdnych,a w letnia noc znaleźć ta stolik jest rzeczą niemożliwą...
Zdjęcia:
Bilet do A38
Na górze Gellerta

Pod Górą Gellerta


Diabelski Młyn na Deak Ferenc ter

węgierskie potrawy w Castro Bistro


Dłuuuugaśne schody do metra

A38




Szimpla



Wtorek także upłynął pod znakiem zwiedzania. Po śniadaniu wybrałyśmy się na Wyspę Małgorzaty(MargitSziget).Zazdroszczę budapesztańczykom tego miejsca-oaza zieleni wśród wielkiego miasta.Prawdziwa cisza,spokój i obcowanie z przyrodą. Na wyspie znajduje się klasztor,kościół,hotele,restauracje,muszla koncertowa,ogród różany i japoński,a także baseny(to tutaj wlaśnie w ubiegłym miesiącu odbywały się mistrzostwa Europy mężczyzn i kobiet piłce wodnej ). Na początku wyspy(wchodząc od południa mostem Margit) znajduje się fontanna,która o pełnych godzinach daje piękny pokaz światło-woda. Przeszłyśmy całą wyspę,spotykając po drodze całkowicie oswojonego bociana,który żebrał od ludzi jedzenie,w ogóle się ich nie bojąc. :D
O 17.30 podjechałyśmy pod Parlament,bo Beata i jej mama miały zamówiona wycieczkę.Ja czekałam na nie przed wejściem i delektowałam się urodą parlamentu,Dunaju i widokiem Budy po drugiej stronie. Pomimo upału zerwał się straszny wiatr,co wróżyło rychłą zmianę pogody.Ale przecież pogoda nie zepsuje mi pobytu w tym cudownym mieście!
Dzień zakończyłyśmy na Basztach Rybackich w Budzę,wjeżdżając tam starą kolejką zębatą Siklo.Z wybudowanych na początku 20 wieku Baszt rozciąga sie wspaniały widok na Peszt. Zwłaszcza po zmierzchu.Człowiek czuje się jakby się przeniósł w zupełnie inny,bajkowy świat.A w obecnym,zabieganym świecie potrzebujemy trochę tej bajkowej magii.
Zdjecia:
W drodze na wyspę
Fontanna na wyspie


Wyspa Małgorzaty


Ogromne pajdy chleba w Castro Bistro

Parlament

Widok na Dunaj od strony Parlamentu

Kolejka Siklo

Wzgórze Zamkowe w Budzie

Widok z Baszt na kościół Macieja

Baszty R



  

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

5.3 Garść końcowych przemyśleń

Słów kilka o Golem. Jest to miejsce typowo wczasowe. Wzdłuż plaży ciągnie się długi rząd hoteli, a przed nimi mozaika złożona z kolorowych parasoli. Przez kawałek miejscowości ciągnie się deptak. Mateusz powiedział:"Nie napisałaś wcześniej, że deptak jak w Kołobrzegu". Tak więc piszę o tym teraz. Wieczorem cała ta turystyczna masa wylega na ten deptak, prezentując swoją opaleniznę i ciuszki (dlaczego nikt mi nie powiedział, że na każdy wieczór muszę mieć inną sukienkę...?!). To miejsce, poza rolą wybiegu, pełni też rolę handlową. Po prawej i lewej stronie można znaleźć stragany z pamiątkami i jedzeniem, atrakcje z wesołych miasteczek typu strzelnica czy samochodziki. I te ludzkie pielgrzymki tak chodzą w te i we wte, najpierw deptakiem, a potem brzegiem morza - deptak na szczęście nie ciągnie się przez całą miejscowość - do naszego hotelu już nie dociera, tak więc wieczorami mogliśmy spokojnie posiedzieć ma tarasie, bez tych chmar ludzi paradujących przed naszym nosem.

2.6. Debrecen i piękne winnice Tokaju

Rozpoczynam zwiedzanie wschodu Węgier! W mój pierwszy dzień w Hajdudorog obudziłam się wypoczęta. Ach,co za cudny poranek na węgierskiej wsi! Cisza, spokój, słońce i świeże powietrze... Sounds perfect! Spokojnie, nie poganiana przez nikogo, poszłam coś zjeść. Zasiedliśmy z Levim w kuchni, która warta jest poświęcenia jej kilku słów, ponieważ jest lekko niestandardowa. Tata Leviego zajmuje się handlem starociami, jeździ po całym kraju, skupuje, sprzedaje, ale co ładniejsze drobiazgi zostają właśnie w kuchni. Ściany całe zawieszone są starymi łyżkami, dzbanuszkami,garnuszkami i innymi przedmiotami użytku codziennego. Całości dopełniają ręcznie tkane ściereczki i obrusiki,niektóre z motywami kwiatowymi, inne z wierszykami i przysłowiami. Cała kuchnia ma w sobie coś niesamowitego i nieuchwytnego. Odbicie przeszłości? Zapach folkloru? Radość życia bez pędu i pośpiechu? Wiem jedno. Czuję się tu świetnie. Jakby miasto i cała cywilizacja była lata świetlne stąd. Nie chodzi o to,że ludzie tu n

2.4. Balaton-czyli jak żyć w kraju bez morza?

I tak zostałam sama w Siófok. Siófok?Sama? Cofnijmy się do początku,czyli do 15 sierpnia. Wraz z Beatą i jej mamą pojechałyśmy pociągiem z dworca Deli do Siófok,czyli największego miasta na południowym wybrzeżu Balatonu. Wikipedia pisze o Balatonie tak: Balaton, Jezioro Błotne  – największe  jezioro   Węgier  i zarazem  Europy Środkowej , położone w południowo-zachodnich Węgrzech, na  Nizinie Panońskiej , u południowych podnóży  Lasu Bakońskiego , około 80 km od  Budapesztu . Powierzchnia 592 km² Wymiary 77 × 14 km Głębokość • średnia • maksymalna 3,2 m 12,2 m Wysokość  lustra 104 m n.p.m. Podróż trwała króciutko,bo tylko 1,5h.W międzyczasie omal nie doprowadziłyśmy konduktora do zawału naszymi polskimi legitymacjami.Wybałuszył oczy,ale nic nie powiedział.Dobrzy ci Węgrzy,litościwi dla bratanków. :) Po drodze przejeżdzałyśmy przez Szekesfehervar,czyli dawną stolicę kraju( dopisać do listy "do zobaczenia" na następną podróż!). Po ponad godzinie tory kolejowe prawi