Słów kilka o Golem. Jest to miejsce typowo wczasowe. Wzdłuż plaży ciągnie się długi rząd hoteli, a przed nimi mozaika złożona z kolorowych parasoli. Przez kawałek miejscowości ciągnie się deptak. Mateusz powiedział:"Nie napisałaś wcześniej, że deptak jak w Kołobrzegu". Tak więc piszę o tym teraz. Wieczorem cała ta turystyczna masa wylega na ten deptak, prezentując swoją opaleniznę i ciuszki (dlaczego nikt mi nie powiedział, że na każdy wieczór muszę mieć inną sukienkę...?!). To miejsce, poza rolą wybiegu, pełni też rolę handlową. Po prawej i lewej stronie można znaleźć stragany z pamiątkami i jedzeniem, atrakcje z wesołych miasteczek typu strzelnica czy samochodziki. I te ludzkie pielgrzymki tak chodzą w te i we wte, najpierw deptakiem, a potem brzegiem morza - deptak na szczęście nie ciągnie się przez całą miejscowość - do naszego hotelu już nie dociera, tak więc wieczorami mogliśmy spokojnie posiedzieć ma tarasie, bez tych chmar ludzi paradujących przed naszym nosem. W sumie niedziwne, że tak chodzą. W końcu w Golem nie za bardzo jest coś innego do roboty. Udało nam się jednak znaleźć jedno miejsce, które jest warte polecenia. Jest nim skała Kavaje. Jest to ogromny kilf, o wysokości 105 m w pobliżu którego rozegrała się słynna bitwa Juliusza Cezara i Gajusza Pompejusza. W okresie komunizmu w klifie wydrążono BUNKRY. Aktualnie klif jest świetnym punktem widokowym. Trasa nie jest wcale oznaczona, dlatego wpierw przegapiliśmy wejście na ścieżkę (wzięliśmy ją za trasę dojazdową do posesji). Po około 30 minutowej wspinaczce, zobaczyliśmy to:
Chyba warto było! (Zwłaszcza, że się strasznie spiekliśmy podczas tej krótkiej wycieczki...)
Na koniec kilka refleksji dotyczących wczasów w Albanii. Polski jest najczęściej słyszanym językiem na plaży i w sklepach. Zaraz po polskim, co ciekawe, węgierski. Z racji ogromu polskich turystów, miejscowy rynek się do nich dostosował. Personel hotelu zna przynajmniej podstawowe zwroty po polsku (jeden z kierowników sali w naszej restauracji mówił wręcz całe zdania po polsku :o). To samo sprzedawcy w sklepach. Ci, którzy sprzedają na plaży (o czym wspominałam w pierwszym albańskim poście), wykrzykując nazwy produktów, wykrzykują je także w naszym ojczystym języku. Niektórzy idą krok dalej i mówią : "Perfumy. Fajne. Okulary fajne." W holu naszego hotelu można było znaleźć cały przegląd polskich gazet, a także książek po polsku. W pobliskim markecie były do kupienia Michałki. Hotel sąsiadujący z naszym miał wieczorami muzykę na żywo - najpierw bardzo przyjemne albańskie rytmy, potem italo disco, ale jak ten alabański zespół zaczął śpiewać, "Hej Sokoły" i piosenki z repertuaru Krzysztofa Krawczyka, to padłam. Szczerze mówiąc, tak średnio mi to odpowiada. Z jednej strony, nie znając języka albańskiego, jest to całkiem wygodne, że wszyscy są przygotowani na Polaków i że zawsze jest polski rezydent do pomocy. Z drugiej strony, czy to po to jedziemy za granicę, żeby wszystko robić po polsku? I jeść polskie słodycze? I słuchać polskiego narzekania, że jedzenie nie to, że ryb za mało, a alkohol nie taki jak chcieli? Albo patrzeć na naszych rodaków, którzy tak bardzo boją się latania, że muszą opróżnić kilka butelek i potem wykrzykiwać na cały autokar różne swoje małocenzuralne przemyślenia...?
Wracając jednak do samej Albanii. Albańczycy to bardzo mili ludzie. Starają się pomóc, wszystko wytłumaczyć. Co ciekawe, albańskie dzieci mówią całkiem nieźle po angielsku (przynajmniej te, które spotkaliśmy). Ogólnie, na pierwszy rzut oka, Albania wydaje się być krajem biednym,gdzie przemysł turystyczny dopiero raczkuje. Niedokończone domy, o których wspominałam, pełno śmieci na ulicach. Eleganckie hotele, pełne zagranicznych turystów, kontrastują z biednymi ludźmi, którzy segregują śmieci bezpośrednio na ulicach czy cały dzień chodzą w skwarze po plaży, targając ciężkie torby i próbując sprzedać wszystko, od owoców i orzechów , po ubrania, kremy przeciwsłoneczne czy książki. I to bez względu na wiek, sprzedają zarówno starsi ludzie, jak i dzieciaki.
Myślę, że Albania to kraj z potencjałem, który będzie stopniowo się rozwijał, tak jak np. Czarnogóra. Nie wiem, czy dorówna kiedyś Chorwacji, ale jedno wiem na pewno - to świetny kierunek na wakacje. Niedrogi i niedaleki, a pogoda, ciepłe morze i miękki piasek - gwarantowane.
Okolice hotelu
Miejscowi grajkowie
Zachód słońca i deptak
Komentarze
Prześlij komentarz