Przejdź do głównej zawartości

1.3 godzina 19 i 39 stopni

W czwartek wybrałyśmy się na poszukiwania sklepu. Okolica,w której mieszkamy,nie należy do bardzo przyjaznych i pełnych lokali usługowych. Jak sama nazwa stacji kolejowej (San Cristóbal Industrial) wskazuje,jest to dzielnica przemysłowa. Do naszego hotelu są jeszcze bloki,szkoła itd.,ale za już tylko magazyny i fabryki. Na rondach stoją prostytutki (jak to czytałam w komentarzach gości hotelowych) i o dziwo,stoją w tej opustoszałej dzielnicy nawet w południe. Na szczęście i pomimo tego wszystkiego nie jest to chyba niebezpieczna dzielnica,przynajmniej dotychczas nie spotkało nas nic niepokojącego. Inna sprawa,że staramy się nie wracać po zmroku. Przezorny,zawsze ubezpieczony ;)
Ale wracając do wyprawy do sklepu. Kiedy już myślałyśmy,że nigdy nie znajdziemy niczego w tej dzielnicy-widmo,pojawił się supermarket. Narobiłyśmy zakupów,jakby się zbliżała apokalipsa,ale to wszystko dlatego,że wraz z Niną jemy naprawdę dużo :p Potem czekało nas tylko przetransportowanie tego wszystkiego(na piechotę oczywiście) do naszego hotelu,oddalonego mniej więcej o 25 min. drogi piechotą. Nie zliczę ilu kierowców na nas trąbiło... Ja rozumiem,że jasne blondynki,ale bez przesady! Jeden pan nawet zatrzymał i chciał nas podwieźć.My oczywiście odmówiłyśmy,ale jeśli naprawdę nie miał złych zamiarów,to szacun dla niego,że chciał pomóc (zważając na kulturę Hiszpanów i ich "chęci" do pomocy).
Z racji tego,że wyszłyśmy bez śniadania (właśnie na jego poszukiwanie,bo lodówka świeciła pustkami), po przyjściu zjadłyśmy to,co żeśmy upolowały i wyruszyłyśmy na miasto. Upał był masakryczny(nawet boję się myśleć ile było stopni o tej 14 czy 15,jeśli o 18.40 termometr miejski wskazywał 39 stopni i to wcale nie była awaria...). Z racji tego,że w takiej temperaturze mózg się lasuje,postanowiłyśmy poleżeć na Plaza de España. Upał,skwar,żar.Ale ja to lubię :p
Kolejnym punktem dnia było jak zawsze jedzenie (fu,znowu McDonald...),ale na głodno źle się zwiedza :D Z racji tego,że dziś Madryt oferuje za darmo zwiedzanie Pałacu Królewskiego,tam właśnie udałyśmy się po jedzeniu. Monarchia i król to teraz dosyć "gorące" tematy. Król Juan Carlos I abdykował,a jego miejsce zajmie już w najbliższym tygodniu (czwartek albo piątek) jego syn Felipe jako król Felipe IV. Jednak wielu Hiszpanów domaga się powrotu Republiki (jej trzeciej odsłony) i w miastach odbywają się demonstracje z tym związane. Kto by pomyślał,że historia Hiszpanii zmieni się tuż po tym jak przestałam się jej uczyć :D
Pałac był niesamowity. Wykończone z niezwykłą starannością komnaty wręcz ociekają złotem,a tkaniny dodają im prawdziwie królewskiego wyglądu. Niestety oczywiście nie wolno robić zdjęć,więc wszystkich zainteresowanych odsyłam do internetu (Palacio Real de Madrid).
Czwartek zakończyłyśmy oczywiście na oglądaniu meczu Hiszpania-Holandia(z racji odległości od miasta-w hotelu). Pierwsza połowa nie była jeszcze zła,ale druga... Hmm,no cóż. Jutro napiszę co sami Hiszpanie myślą o tej porażce :p

Zdjęcia:
1.fontanna na Plaza de España
2. Plaza de España-budynek z lat 50,przez długi czas był najwyższym tego typu budynkiem w Hiszpanii
3. Okolice Pałacu Królewskiego :)
4.Pałac Królewski
5.Trzech Muszkieterów :D
6.głupawa ze zmęczenia :p
7. Fontanna przy Pałacu Królewskim

Komentarze

  1. ostatnie zdjęcie mistrzowskie :D a drugie prawie jak pałac kultury xD

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

5.3 Garść końcowych przemyśleń

Słów kilka o Golem. Jest to miejsce typowo wczasowe. Wzdłuż plaży ciągnie się długi rząd hoteli, a przed nimi mozaika złożona z kolorowych parasoli. Przez kawałek miejscowości ciągnie się deptak. Mateusz powiedział:"Nie napisałaś wcześniej, że deptak jak w Kołobrzegu". Tak więc piszę o tym teraz. Wieczorem cała ta turystyczna masa wylega na ten deptak, prezentując swoją opaleniznę i ciuszki (dlaczego nikt mi nie powiedział, że na każdy wieczór muszę mieć inną sukienkę...?!). To miejsce, poza rolą wybiegu, pełni też rolę handlową. Po prawej i lewej stronie można znaleźć stragany z pamiątkami i jedzeniem, atrakcje z wesołych miasteczek typu strzelnica czy samochodziki. I te ludzkie pielgrzymki tak chodzą w te i we wte, najpierw deptakiem, a potem brzegiem morza - deptak na szczęście nie ciągnie się przez całą miejscowość - do naszego hotelu już nie dociera, tak więc wieczorami mogliśmy spokojnie posiedzieć ma tarasie, bez tych chmar ludzi paradujących przed naszym nosem.

2.6. Debrecen i piękne winnice Tokaju

Rozpoczynam zwiedzanie wschodu Węgier! W mój pierwszy dzień w Hajdudorog obudziłam się wypoczęta. Ach,co za cudny poranek na węgierskiej wsi! Cisza, spokój, słońce i świeże powietrze... Sounds perfect! Spokojnie, nie poganiana przez nikogo, poszłam coś zjeść. Zasiedliśmy z Levim w kuchni, która warta jest poświęcenia jej kilku słów, ponieważ jest lekko niestandardowa. Tata Leviego zajmuje się handlem starociami, jeździ po całym kraju, skupuje, sprzedaje, ale co ładniejsze drobiazgi zostają właśnie w kuchni. Ściany całe zawieszone są starymi łyżkami, dzbanuszkami,garnuszkami i innymi przedmiotami użytku codziennego. Całości dopełniają ręcznie tkane ściereczki i obrusiki,niektóre z motywami kwiatowymi, inne z wierszykami i przysłowiami. Cała kuchnia ma w sobie coś niesamowitego i nieuchwytnego. Odbicie przeszłości? Zapach folkloru? Radość życia bez pędu i pośpiechu? Wiem jedno. Czuję się tu świetnie. Jakby miasto i cała cywilizacja była lata świetlne stąd. Nie chodzi o to,że ludzie tu n

2.4. Balaton-czyli jak żyć w kraju bez morza?

I tak zostałam sama w Siófok. Siófok?Sama? Cofnijmy się do początku,czyli do 15 sierpnia. Wraz z Beatą i jej mamą pojechałyśmy pociągiem z dworca Deli do Siófok,czyli największego miasta na południowym wybrzeżu Balatonu. Wikipedia pisze o Balatonie tak: Balaton, Jezioro Błotne  – największe  jezioro   Węgier  i zarazem  Europy Środkowej , położone w południowo-zachodnich Węgrzech, na  Nizinie Panońskiej , u południowych podnóży  Lasu Bakońskiego , około 80 km od  Budapesztu . Powierzchnia 592 km² Wymiary 77 × 14 km Głębokość • średnia • maksymalna 3,2 m 12,2 m Wysokość  lustra 104 m n.p.m. Podróż trwała króciutko,bo tylko 1,5h.W międzyczasie omal nie doprowadziłyśmy konduktora do zawału naszymi polskimi legitymacjami.Wybałuszył oczy,ale nic nie powiedział.Dobrzy ci Węgrzy,litościwi dla bratanków. :) Po drodze przejeżdzałyśmy przez Szekesfehervar,czyli dawną stolicę kraju( dopisać do listy "do zobaczenia" na następną podróż!). Po ponad godzinie tory kolejowe prawi