Na szczęście drugiego dnia mieliśmy więcej chęci i energi do zwiedzania niż dnia poprzedniego. Zwłaszcza, że plany na dziś były ambitne. Mateusz załatwił sobie przed wyjazdem wycieczkę do nowojorskiej jednostki Straży Pożarnej. A strażacy, z całą swoją serdecznością, napisali maila, że po nas przyjadą. Tak więc, kiedy o 9.28 zeszliśmy do holu naszego hostelu, pan kapitan już na nas czekał i czerwonym busem z napisem FDNY (Fire Department of New York) zawiózł nas do dzielnic Queens, do jednostki specjalizującej się w ratownictwie chemicznym. Byliśmy wręcz onieśmieleni tą życzliwością . W jednostce przywitano nas jeszcze serdeczniej i w czasie, kiedy Mateusz był oprowadzany przez kolejne osoby po każdym samochodzie, Vicky i ja gadałysmy sobie z resztą strażaków. Było przesympatycznie 😊 Zaproszono nas nawet do kuchni, gdzie była herbatka, kawka, pączuszki i dalsze pogaduszki. Zostawiliśmy im trochę polskich gadżetów, w tym niezastąpione Ptasie Mleczko i krówki, a w zamian zostaliśmy obdarowani jednostkowymi koszulkami. Co z tego, że nie jestem strażakiem, i tak bardzo mi się podobało!
Serdecznościom nie było końca, bo nasz "szofer" na nas czekał i zaoferował podwózkę gdziekolwiek chcemy. A następny na naszej liście był Central Park. Tak więc znowu czerwonym busem przyjechaliśmy wygodnie i w miłej atmosferze z Queens na Manhattan i znaleźliśmy się w nowojorskiej oazie zieleni i spokoju. Otoczony drapaczami chmur (a jakże by inaczej) przeogromny Central Park jest przepiękny! Można tu piknikować, biegać, pływać łódkami, a nawet łowić ryby. Można tu spotkać także wiewiórki i żółwie. Central Park jest idealnym miejscem, żeby odpocząć od duchoty tego miasta (tak,oczywiście, byliśmy już oblepieni od stóp do głów).
Przeszliśmy przez połowę parku i skierowaliśmy się do Muzeum Historii Naturalnej,zahaczając po drodze o przepiękną mozaikę poświęconą Johnowi Lennonowi (po drugiej stronie jest Dakota Building, przed którym został zastrzelony).
Jeśli chodzi o samo muzuem, to wygląda ono, jak te muzea, do ktorych uczniowie chodzą w każdym amerykańskim filmie. Czyli na wstępie ogromne szkielety dinozaurów!
Muzeum jest przeogromne , w ponad 2 godziny zdążyliśmy pobieżnie przejrzeć,i to nie wszystkie sale! Zbiory opierają się na ukazaniu początków Wszechświata i Planety Ziemii, a także początków ludzkości i różnorodności kontynentów.
Ku mojej wielkie radości załapaliśmy się także na tymczasową wystawę mumii egipskich i peruwiańskich. Wystawa nie tylko prezentowała oryginalne mumie i sakofagi, ale także rekonstrukcje twarzy na podstawie samej czaszki, dzięki czemu można było na trójwymiarowej figurze zobaczyć jak wyglądał prawdziwy starożytny Egipcjanin!
W końcu musieliśmy wyjść, bo już zamykali. W tym muzeum można by było siedzieć tydzień i chyba nie obejrzało by się całego...
Następnym punktem w naszym planie był spacer po Manhattanie i zakupy. Poszliśmy oczywiście do Fire Shopu 😂 Jak już przepuściliśmy trochę kasy, to postanowiliśmy pójść jeszcze na chwilę na Times Square. Człowiek na człowieku, więc nie zabawiliśmy tam długo, ale co zobaczyliśmy, to nasze.
Na koniec dnia naszła mnie jeszcze refleksja na temat metra. Okej, linii jest mnóstwo i można się dostać wszędzie 24/7, ale ma ono 3 ogromne wady.
1. Oznakowanie.
Za Chiny Ludowe nigdy nie wiedzieliśmy jak jechać, bo oni nie mogą normalnie napisać, że ta linia jedzie do (i tu nazwa końcowej stacji), tylko piszą w jakim mniej więcej kierunku jedzie metro. No to turysta jest skreślony, bo pojęcia "Uptown " i "Downtown",pomimo że znaczenie jest wiadome, są trochę niedookreślone... W dodatku czasami z obu peronów pociąg jedzie w tę samą stronę pomimo różnych oznakowań(czyli zasada,że jak nie w tę, to w drugą stronę, się nie sprawdza). A,no i oczywiście niektóre linie się rozgałęziają, niektórymi musisz jechać na południe, żeby pojechać na północ, bo metro nagle zawraca. Nie na każdej stacji jest rozkład jazdy, więc nawet nie wiadomo, kiedy coś przyjedzie.
2. Temperatura.
Jeśli myślisz, że na wpół żywy z gorąca,schłodzisz się w metrze, to jesteś w błędzie! W samym pociągu owszem (pod warunkiem, że to jeden z tych nowszych), natomiast na stacji jest o kilka stopni więcej, niż na dworze. I zero wentylacji. Duchota taka, że nie można myśleć. Serio.
3. Labirynty schodów.
Przesiadka na inną linię? Proszę bardzo, ale najpierw musisz przejść nieskończone labirynty stromych schodów, i nawet jeśli nie masz ze sobą ciężkiego bagażu, to możesz naprawdę mieć dość. Ale to takie dwa w jednym - jedziesz do pracy i masz jogging przy okazji.
Reasumując, podziwiam Nowojorczyków, że dają radę z tą duchotą i tymi dziwnymi oznaczeniami. Ja po dwóch dniach już miałam dosyć, a chyba nawet w rok bym się nie nauczyła, w którą stronę jechać.
Serdecznościom nie było końca, bo nasz "szofer" na nas czekał i zaoferował podwózkę gdziekolwiek chcemy. A następny na naszej liście był Central Park. Tak więc znowu czerwonym busem przyjechaliśmy wygodnie i w miłej atmosferze z Queens na Manhattan i znaleźliśmy się w nowojorskiej oazie zieleni i spokoju. Otoczony drapaczami chmur (a jakże by inaczej) przeogromny Central Park jest przepiękny! Można tu piknikować, biegać, pływać łódkami, a nawet łowić ryby. Można tu spotkać także wiewiórki i żółwie. Central Park jest idealnym miejscem, żeby odpocząć od duchoty tego miasta (tak,oczywiście, byliśmy już oblepieni od stóp do głów).
Przeszliśmy przez połowę parku i skierowaliśmy się do Muzeum Historii Naturalnej,zahaczając po drodze o przepiękną mozaikę poświęconą Johnowi Lennonowi (po drugiej stronie jest Dakota Building, przed którym został zastrzelony).
Jeśli chodzi o samo muzuem, to wygląda ono, jak te muzea, do ktorych uczniowie chodzą w każdym amerykańskim filmie. Czyli na wstępie ogromne szkielety dinozaurów!
Muzeum jest przeogromne , w ponad 2 godziny zdążyliśmy pobieżnie przejrzeć,i to nie wszystkie sale! Zbiory opierają się na ukazaniu początków Wszechświata i Planety Ziemii, a także początków ludzkości i różnorodności kontynentów.
Ku mojej wielkie radości załapaliśmy się także na tymczasową wystawę mumii egipskich i peruwiańskich. Wystawa nie tylko prezentowała oryginalne mumie i sakofagi, ale także rekonstrukcje twarzy na podstawie samej czaszki, dzięki czemu można było na trójwymiarowej figurze zobaczyć jak wyglądał prawdziwy starożytny Egipcjanin!
W końcu musieliśmy wyjść, bo już zamykali. W tym muzeum można by było siedzieć tydzień i chyba nie obejrzało by się całego...
Następnym punktem w naszym planie był spacer po Manhattanie i zakupy. Poszliśmy oczywiście do Fire Shopu 😂 Jak już przepuściliśmy trochę kasy, to postanowiliśmy pójść jeszcze na chwilę na Times Square. Człowiek na człowieku, więc nie zabawiliśmy tam długo, ale co zobaczyliśmy, to nasze.
Na koniec dnia naszła mnie jeszcze refleksja na temat metra. Okej, linii jest mnóstwo i można się dostać wszędzie 24/7, ale ma ono 3 ogromne wady.
1. Oznakowanie.
Za Chiny Ludowe nigdy nie wiedzieliśmy jak jechać, bo oni nie mogą normalnie napisać, że ta linia jedzie do (i tu nazwa końcowej stacji), tylko piszą w jakim mniej więcej kierunku jedzie metro. No to turysta jest skreślony, bo pojęcia "Uptown " i "Downtown",pomimo że znaczenie jest wiadome, są trochę niedookreślone... W dodatku czasami z obu peronów pociąg jedzie w tę samą stronę pomimo różnych oznakowań(czyli zasada,że jak nie w tę, to w drugą stronę, się nie sprawdza). A,no i oczywiście niektóre linie się rozgałęziają, niektórymi musisz jechać na południe, żeby pojechać na północ, bo metro nagle zawraca. Nie na każdej stacji jest rozkład jazdy, więc nawet nie wiadomo, kiedy coś przyjedzie.
2. Temperatura.
Jeśli myślisz, że na wpół żywy z gorąca,schłodzisz się w metrze, to jesteś w błędzie! W samym pociągu owszem (pod warunkiem, że to jeden z tych nowszych), natomiast na stacji jest o kilka stopni więcej, niż na dworze. I zero wentylacji. Duchota taka, że nie można myśleć. Serio.
3. Labirynty schodów.
Przesiadka na inną linię? Proszę bardzo, ale najpierw musisz przejść nieskończone labirynty stromych schodów, i nawet jeśli nie masz ze sobą ciężkiego bagażu, to możesz naprawdę mieć dość. Ale to takie dwa w jednym - jedziesz do pracy i masz jogging przy okazji.
Reasumując, podziwiam Nowojorczyków, że dają radę z tą duchotą i tymi dziwnymi oznaczeniami. Ja po dwóch dniach już miałam dosyć, a chyba nawet w rok bym się nie nauczyła, w którą stronę jechać.
Komentarze
Prześlij komentarz