Przejdź do głównej zawartości

4.1 Good morning America!

Pierwsze dwa dni nie rozpieszczały nas pogodą. O ile pierwszy jeszcze był znośny i przez jego większą część jeździliśmy sobie i zwiedziliśmy, o tyle drugi był ulewny i zimny i nie za wiele dało się zrobić. :(
Za to udało mi się pozbierać kilka obserwacji, takich wniosków, które nasuwają się przyjezdnemu zaraz po przybyciu do tego kraju.
1. Miasteczka wyglądają dokładnie tak, jak w filmach. Przeważają niewielkie domy, co dodaje im przytulności. Prawie wszystkie są obłożone drewnianymi panelami, które przynajmiej mnie zawsze kojarzyły się z USA. Posesje oczywiście nie są ogrodzone, co może świadczyć o tym, że ludzie są bardzo ufni. Zresztą widać to po ich sposobie bycia i życia. Np.nasza gospodyni śpi na parterze przy otwartych na oścież oknach i od świata chroni ją tylko siatka na owady.
2. Tak,co drugi obywatel posiada wielkiego pick-upa (nasz pierwszy poranek w Ameryce polegał właśnie na przejażdżce takowym, w rytmie country - kwintesencji amerykańskości ciąg dalszy)
3.Tak, prawie przy każdym domu /na każdym domu wisi amerykańska flaga (na stałe), a oprócz tego, z racji niedawnego 4 Lipca wszędzie wiszą girlandy/kotyliony/cokolwiek, co ma w sobie biało -czerwono -niebieskie barwy. Oni są naprawdę dumni że swojego kraju!
4.Tak, wszyscy mają takie same skrzynki pocztowe, otwierane z boku na taką mini dźwignię. Nie są zamykane na klucz (czyli jednak wszyscy sobie ufają) Wszystkie skrzynki stają przy drodze, bo posesje są często naprawdę spore. Jak widać niby takie same, ale jednak nie do końca :) 






5. Tak, w radiu leci country.
6.Nie, nie są wcale tacy grubi jak wieść gminna głosi. Przynajmiej ci tutaj są najzupełniej normalni.
7.Ludzie są przemili. Naprawdę. Nawet mówią nam, nieznajomym, "dzień dobry" kiedy idziemy ulicą. Są niesamowicie serdeczni i otwarci, co widać przy codziennych czynnościach, jak np. robienie zakupów. Na początku nie ogarnialiśmy jeszcze nominałów monet (kwoty nie są na nich zapisane) i nikt nawet się nie zająknał,że może szybciej, że kolejka. Wszystko z uśmiechem i na luzie :)
8.Ludzie lubią jeść posiłki na mieście. Nie tylko obiady i kolacje, ale też śniadania. A nawet jak ich nie zjedzą poza domem, to przychodzą, biorą śniadanie z baru i idą je jeść do domu.
9.Tak, kawę można znaleźć w dzbanku i po zapłaceniu po prostu możesz sobie nalać już wcześniej przygotowaną kawę. (czytałam o tym i zawsze mnie to zastanawiało)
10. Można znaleźć czasami polskie akcenty ;) 


To tyle z moich obserwacji "na pierwszy rzut oka".  W następnym poście postaram się opisać, jak wygląda okolica,w której mieszkamy.  :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

5.3 Garść końcowych przemyśleń

Słów kilka o Golem. Jest to miejsce typowo wczasowe. Wzdłuż plaży ciągnie się długi rząd hoteli, a przed nimi mozaika złożona z kolorowych parasoli. Przez kawałek miejscowości ciągnie się deptak. Mateusz powiedział:"Nie napisałaś wcześniej, że deptak jak w Kołobrzegu". Tak więc piszę o tym teraz. Wieczorem cała ta turystyczna masa wylega na ten deptak, prezentując swoją opaleniznę i ciuszki (dlaczego nikt mi nie powiedział, że na każdy wieczór muszę mieć inną sukienkę...?!). To miejsce, poza rolą wybiegu, pełni też rolę handlową. Po prawej i lewej stronie można znaleźć stragany z pamiątkami i jedzeniem, atrakcje z wesołych miasteczek typu strzelnica czy samochodziki. I te ludzkie pielgrzymki tak chodzą w te i we wte, najpierw deptakiem, a potem brzegiem morza - deptak na szczęście nie ciągnie się przez całą miejscowość - do naszego hotelu już nie dociera, tak więc wieczorami mogliśmy spokojnie posiedzieć ma tarasie, bez tych chmar ludzi paradujących przed naszym nosem.

2.6. Debrecen i piękne winnice Tokaju

Rozpoczynam zwiedzanie wschodu Węgier! W mój pierwszy dzień w Hajdudorog obudziłam się wypoczęta. Ach,co za cudny poranek na węgierskiej wsi! Cisza, spokój, słońce i świeże powietrze... Sounds perfect! Spokojnie, nie poganiana przez nikogo, poszłam coś zjeść. Zasiedliśmy z Levim w kuchni, która warta jest poświęcenia jej kilku słów, ponieważ jest lekko niestandardowa. Tata Leviego zajmuje się handlem starociami, jeździ po całym kraju, skupuje, sprzedaje, ale co ładniejsze drobiazgi zostają właśnie w kuchni. Ściany całe zawieszone są starymi łyżkami, dzbanuszkami,garnuszkami i innymi przedmiotami użytku codziennego. Całości dopełniają ręcznie tkane ściereczki i obrusiki,niektóre z motywami kwiatowymi, inne z wierszykami i przysłowiami. Cała kuchnia ma w sobie coś niesamowitego i nieuchwytnego. Odbicie przeszłości? Zapach folkloru? Radość życia bez pędu i pośpiechu? Wiem jedno. Czuję się tu świetnie. Jakby miasto i cała cywilizacja była lata świetlne stąd. Nie chodzi o to,że ludzie tu n

2.4. Balaton-czyli jak żyć w kraju bez morza?

I tak zostałam sama w Siófok. Siófok?Sama? Cofnijmy się do początku,czyli do 15 sierpnia. Wraz z Beatą i jej mamą pojechałyśmy pociągiem z dworca Deli do Siófok,czyli największego miasta na południowym wybrzeżu Balatonu. Wikipedia pisze o Balatonie tak: Balaton, Jezioro Błotne  – największe  jezioro   Węgier  i zarazem  Europy Środkowej , położone w południowo-zachodnich Węgrzech, na  Nizinie Panońskiej , u południowych podnóży  Lasu Bakońskiego , około 80 km od  Budapesztu . Powierzchnia 592 km² Wymiary 77 × 14 km Głębokość • średnia • maksymalna 3,2 m 12,2 m Wysokość  lustra 104 m n.p.m. Podróż trwała króciutko,bo tylko 1,5h.W międzyczasie omal nie doprowadziłyśmy konduktora do zawału naszymi polskimi legitymacjami.Wybałuszył oczy,ale nic nie powiedział.Dobrzy ci Węgrzy,litościwi dla bratanków. :) Po drodze przejeżdzałyśmy przez Szekesfehervar,czyli dawną stolicę kraju( dopisać do listy "do zobaczenia" na następną podróż!). Po ponad godzinie tory kolejowe prawi