W niedzielę (do soboty jeszcze wrócę w innym poście) jedyną rzeczą zaplanowaną przez uniwersytet,była wycieczka do miejskiego ogrodu zoologicznego,czyli po prostu do zoo! Zastanawiałam się przez chwilę nad pojściem,ponieważ bilety nie należały do najtańszych( chyba taka już domena zoo),bo ulgowy bilet to koszt rzędu 30 zł... Po krótkim namyśle zadecydowałam jednak,że z racji tego,że ostatni raz byłam w zoo jako czternastolatka,czas powtórzyć tę przyjemność!
Budapesztańskie zoo obchodzi w tym roku 150 lecie. Jak się dowiedziałam, jest drugim najstarszym w Europie ( po austriackim) ogrodem zoologicznym. Mieści się w Varosliget,czyli lasku miejskim i zajmuje naprawdę sporą powierzchnię. Zoo zachwyciło mnie już na samym wejściu przepiękną bramą.
Najbardziej zaskoczyło mnie całe przestrzenne rozplanowanie zoo. Całość jest podzielona na kontynenty, a nie ,jak na ogół, na płazy,gady,ptaki itp. ( przynajmniej ja w takich zoo bywałam wcześniej). Tak więc można zobaczyć koło siebie zwierzęta,które na codzieneń żyją w tym samym ekosystemie. Wszystkiej jest wykończone ozdobami z danego kontynentu. Znajdziemy tu więc afrykańskie maski, australijskie ozdoby i mnóstwo zdjęć. Ponadto same budynki to prawdziwe arcydzieła! Najbardziej zachwycił mnie pawilon słoni ( słoniowy Budda rządzi).
Najbardziej zaskoczyło mnie całe przestrzenne rozplanowanie zoo. Całość jest podzielona na kontynenty, a nie ,jak na ogół, na płazy,gady,ptaki itp. ( przynajmniej ja w takich zoo bywałam wcześniej). Tak więc można zobaczyć koło siebie zwierzęta,które na codzieneń żyją w tym samym ekosystemie. Wszystkiej jest wykończone ozdobami z danego kontynentu. Znajdziemy tu więc afrykańskie maski, australijskie ozdoby i mnóstwo zdjęć. Ponadto same budynki to prawdziwe arcydzieła! Najbardziej zachwycił mnie pawilon słoni ( słoniowy Budda rządzi).
Nasza opiekunka z uniwersytetu stwierdziła,że "with 2 hours it will be enough". No coż,nie było. Chodziliśmy 4 godziny,a i tak nie zobaczyliśmy wszystkiego,bo zamykali :D
Zaskoczyła mnie też mocno ilość "zwierząt-dzieci". Wydawało mi się,że w zoo rzadko kiedy rodzą się młode. Ale coż, widocznie dobry klimat Budaesztu służy nie tylko ludziom :P Oczywiście nie mogłam się przestać rozczulać nad wszystkimi dzidziami żyrafkami i słonikami i małym kangurkiem (*.*).
Ciekawym pomysłem jest to,że kazdy zwykły obywatel może "adoptować zwierzaka". W określonym czasie płaci więc za jego jedzenie, a na klatce adopcyjnego dziecka" wisi tabliczka z nazwiskiem "rodzica".
To było zdecydowanie dobrze wydane 30 zł! Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam na żywo mrówkojada (nie przypuszczałam,że jest taki wielki)!
Na zakończenie dzielę się kilkoma zdjęcami (zaspany lew jest zdecydowanie moim ulubieńcem :D).
Komentarze
Prześlij komentarz