Nie wiadomo kiedy, dwa tygodnie minęły jak mrugnięcie okiem. Jak to,to już wracamy?! Na szczęście samolot był dopiero o 22,co dawało nam praktycznie jeszcze jeden cały dzień na zwiedzanie. Rano, wraz z Vicky i Philem, pojechaliśmy do Nowego Jorku. Pociągi, jeżdżące po Long Island mają bardzo specyficzny rozkład jazdy. Musieliśmy złapać pociąg o 6.04, ponieważ następny był o 11.30... (pierwotnie mieliśmy jechać pociągiem o 7.28,ale przez przypadek zauważyliśmy, że jednak nie raczy on jechać we czwartki i piątki...). Aha, i bilety w ciągu tygodnia są droższe niż w weekendy (29$ w jedną stronę). To tak na marginesie... Bądź, co bądź, po średnio przespanej nocy, bo pakowanie i stresy przedpodróżowe, udało się dojechać do NYC. Na dziś plan był tylko jeden - absolutny symbol miasta (i państwa...?) Statua Wolności! Bilety mieliśmy kupione już wcześniej, co nie zmieniło faktu, że wejściówki do wnętrza samej Statuy były wyprzedane do września. Ale, jak to mówią, lepszy rydz niż nic, więc cieszy