Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2014

2.8. Szczęśliwej (?) drogi już czas...

Nadszedł w końcu,szybciej niż się spodziewałam, dzień powrotu. Pociąg miałam w południe. Pożegnałam się z moimi gospodarzami i Levi odwiózł mnie na stację. Nie powiem, że nie obawiałam się podróży. Co prawda wszystkie bilety miałam już kupione, ale i tak strach. Będę całkiem sama. Podróż ma trwać 30h. W dodatku wciąż bolała mnie ręka, a moja walizka była naprawdę spora. No trudno, takie życie podróżnika... W pociągu musiałam przerwać rozmowę z mamą przez telefon,żeby się nie czepiali,że nie Węgierka kupiła ulgowy bilet.Pierwsze problemy pojawiły się już w Debrecen. Okazało się, że uciekł mi pociąg do Budapesztu. Ale spokojnie, następny za godzinę, zdążę na przesiadkę. Posiedziałam sobie w poczekalni i 10 minut przed przyjazdem pociągu zaczęłam zbierać się na peron. Nagle coś mnie tknęło, że przecież mam bilet na InterCity,a tam jest przecież miejscówka na konkretny pociąg i nie mogę jechać którymkolwiek. Pobiegłam do biura obsługi klienta, gdzie pani uświadomiła mi, że mój bilet (kup

2.7. Kłótnia o gołąbki i gram w grę planszową z grekokatolickim księdzem, czyli niedziela w Hajdudorog

Ostatni dzień mojego pobytu na Węgrzech przypadał w niedzielę. Obudziłam się rano i z przerażeniem odkryłam,że z trudem poruszam ręką, na którą spadłam poprzedniego dnia,podczas upadku z roweru. No nic, wstać trzeba. Musiałam się szybko ubrać, bo jechaliśmy do cerkwi na niedzielną mszę. Levi i jego rodzina są grekokatolikami. Tak więc uczestniczyłam w prawdziwej węgierskiej grekokatolickiej mszy! Nie rozumiałam oczywiście zupełnie nic, ale przynajmniej mogłam śledzić wzrokiem węgierski tekst w modlitewniku. No i mogłam przyjąć komunię, ponieważ jest to dozwolone pomiędzy naszymi dwoma obrządkami. Załączam link do zdjęć cerkwi: wewnątrz  i  zewnątrz . Dzisiejszy obiad, jak powiedział Levi, "będzie typowym, węgierskim, niedzielnym obiadem". Ja, wielce zadowolona, że spróbuję odrobiny "folkloru", biegnę do kuchni i staję jak wryta. Na stole rosół i gołąbki! Levi i jego rodzice byli jeszcze bardziej zaskoczeni niż ja, kiedy im to powiedziałam. - To nasze danie narodow

2.6. Debrecen i piękne winnice Tokaju

Rozpoczynam zwiedzanie wschodu Węgier! W mój pierwszy dzień w Hajdudorog obudziłam się wypoczęta. Ach,co za cudny poranek na węgierskiej wsi! Cisza, spokój, słońce i świeże powietrze... Sounds perfect! Spokojnie, nie poganiana przez nikogo, poszłam coś zjeść. Zasiedliśmy z Levim w kuchni, która warta jest poświęcenia jej kilku słów, ponieważ jest lekko niestandardowa. Tata Leviego zajmuje się handlem starociami, jeździ po całym kraju, skupuje, sprzedaje, ale co ładniejsze drobiazgi zostają właśnie w kuchni. Ściany całe zawieszone są starymi łyżkami, dzbanuszkami,garnuszkami i innymi przedmiotami użytku codziennego. Całości dopełniają ręcznie tkane ściereczki i obrusiki,niektóre z motywami kwiatowymi, inne z wierszykami i przysłowiami. Cała kuchnia ma w sobie coś niesamowitego i nieuchwytnego. Odbicie przeszłości? Zapach folkloru? Radość życia bez pędu i pośpiechu? Wiem jedno. Czuję się tu świetnie. Jakby miasto i cała cywilizacja była lata świetlne stąd. Nie chodzi o to,że ludzie tu n

2.5 A o wschodzie słońca przekroczymy Cisę

Cisa.Druga największa rzeka na Węgrzech. Mialam przyjemność przekraczać ją o godzinie 5 rano,a więc przy budzacym sie dniu. Poprzednia opowieść urywa sie w Siofok.Jakim cudem niewiele ponad 17 godzin później przekraczam rzekę w innej części kraju? Rozpocząć trzeba od mojego zostania w Siofok. Czekałam na mojego kolegę,Węgra,z ktorym( i u którego) miałam spędzić 5 ostatnich dni pobytu na Węgrzech. Ponieważ dawno nie był nad Balatonem,postanowił przyjechać tu na chwilę,a potem ruszyc do Budapesztu. Znowu Budapeszt? Załóżmy,że nikt nie zadał takiego pytania. A nawet jeśli,to już tlumaczę. Dziś jest 20 sierpnia. Dla niewtajemniczonych dodam,że to najważniejszy dzień w roku dla Węgrów. Jest to dzień założenia państwa węgierskiego oraz dzień ich pierwszego króla - św. Stefana. To trochę jak nasz 11 listopada,ale obchodzony z o wiele większą pompą. Ale o tym dopiero przekonam się za kilka godzin.Wróćmy do Balatonu i Siofok. O 14 przyjechał Levi i poszliśmy do portu. Przez przypadek wleźliśmy

2.4. Balaton-czyli jak żyć w kraju bez morza?

I tak zostałam sama w Siófok. Siófok?Sama? Cofnijmy się do początku,czyli do 15 sierpnia. Wraz z Beatą i jej mamą pojechałyśmy pociągiem z dworca Deli do Siófok,czyli największego miasta na południowym wybrzeżu Balatonu. Wikipedia pisze o Balatonie tak: Balaton, Jezioro Błotne  – największe  jezioro   Węgier  i zarazem  Europy Środkowej , położone w południowo-zachodnich Węgrzech, na  Nizinie Panońskiej , u południowych podnóży  Lasu Bakońskiego , około 80 km od  Budapesztu . Powierzchnia 592 km² Wymiary 77 × 14 km Głębokość • średnia • maksymalna 3,2 m 12,2 m Wysokość  lustra 104 m n.p.m. Podróż trwała króciutko,bo tylko 1,5h.W międzyczasie omal nie doprowadziłyśmy konduktora do zawału naszymi polskimi legitymacjami.Wybałuszył oczy,ale nic nie powiedział.Dobrzy ci Węgrzy,litościwi dla bratanków. :) Po drodze przejeżdzałyśmy przez Szekesfehervar,czyli dawną stolicę kraju( dopisać do listy "do zobaczenia" na następną podróż!). Po ponad godzinie tory kolejowe prawi