Przejdź do głównej zawartości

6.0. Jesień w Budapeszcie, Budapeszt w jesieni

Lasek Miejski
Rzadko kiedy podróżuję za granicę jesienią. Właściwie - chyba nigdy to się jeszcze nie zdarzyło. Aż do teraz. 
Listopadowy czterodniowy wypad do Budapesztu! 
Na ogół listopad nie kojarzy się dobrze. Kiedy myślę o tym miesiącu, to pierwsze co mi przychodzi do głowy, to szare niebo i wszeobecna wilgoć. Trochę obawiałam się pogody na Węgrzech, ale co tu dużo mówić - Budapeszt jeszcze nigdy nie zawiódł mnie pogodowo i wygląda na to,że nie zamierza tego zrobić! 
Co można robić w Budapeszcie jesienią?
Budapeszt kojarzy mi się najbardziej ze spędzaniem czasu pod gołym niebem. Niekończące się spacery po upalnym mieście, a na koniec siedzenie nad Dunajem, na Wyspie św. Małgorzaty czy na Deak Ferenc tér. Jesienią nie do końca można z tego korzystać, ale wciąż jest zadziwiająco dużo rzeczy, które można w tym wspaniałym mieście robić.



1. Spacery
Dopóki nie pada, jesień jest bardzo litościwa dla stolicy Węgier. Mnie udało się trafić na niesamowitą pogodę. Połowa listopada, a w dniu przyjazdu było 14 stopni. Temperatura z dnia na dzień się obniżała (żeby po 4 dniach osiągnąć ok. 7 stopni), ale za to niebo było tak niebieskie, jak to się zdarza na ogół jesienią nie zdarza. Zero deszczu, zero wiatru. Tak to ja mogę chodzić! 
Wiele atrakcji turystycznych Budapesztu znajduje się na dworze. Spójrzmy na przykład na Wzgórze Zamkowe. Warto tu odwiedzić Zamek Królewski i uwielbianą przez wszystkich - Basztę Rybacką. W lecie miło jest się wspiąć w ich okolice z placu Adama Clarka. Jesienią, jeśli nie mamy ochoty iść na piechotę, możemy wjechać autobusem miejskim ( nr 16/16a z placu Adama Clarka - Clark Adam tér). Autobus jedzie krętymi uliczkami pod górę, fundując nam niesamowity widok na miasto (zwłaszcza nocą!). Wysiadamy na placu Świętej Trójcy ( szentháromság tér) i już jesteśmy pod Basztą i kościołem Macieja. Myślę nawet, czy nie lepiej zwiedzić to miejsce jesienią właśnie, gdyż latem prawie nie sposób się przepchnąć przez tłumy turystów ( nie mówiąc już o zrobieniu dobrego zdjęcia, bo wszędzie kłębią się ludzie, którzy mają ten sam plan co my...). Budapeszt jest miastem, w którym turyści są cały rok. Na szczęście są pory roku, kiedy jest ich po prostu mniej. Jesień zdecydowanie się do nich zalicza. 

Bazylika św. Stefana

Mój ukochany plac Bohaterów!

Zamek Vajdahunyad w Lasku Miejskim 

Replika kaplicy z miejscowości Ják w Lasku Miejskim

Kościół Macieja 

Most Łańcuchowy!

Muzeum Narodowe
Z Baszty Rybackiej jest już tylko kilka kroków do Zamku Królewskiego. W dzień możemy zwiedzić tu 5-cio piętrowe Muzeum Historyczne (Budapesti Történeti Múzeum), w nocy zaś przejść się przez niesamowite zamkowe dziedzińce. Dla mnie osobiście jest to miejsce niesamowite-ilość przejść, schodów i drzwi, które można tam znaleźć, nieustannie mnie zadziwia. Za każdym razem odkrywam tam coś nowego. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy wyremontowano budynki u podnóża Zamku, a które ja pamiętam jako na wpół ruinę, a wpół budowę, kiedy 4 lata temu chowałam się tam przed deszczem w święto narodowe. Czasem otwarcie jednych drzwi prowadzi nas do niesamowitych odkryć, do miejsc, o których nie przeczytamy w przewodnikach, a które są zdecydowanie warte odwiedzenia.




Jeśli chodzi o spacerowanie, to koniecznie musi się tu znaleźć Góra Gellerta. Dla bardziej aktywnych - dosyć strome wejście piesze, a dla bardziej wygodnych - autobus nr 27 z Móricz Zsigmond körtér, który ma przystanek tuż przy Cytadeli na szczycie góry. Jak widać na załączonych zdjęciach - pogoda jak marzenie trafia się i jesienią!


Pomimo że jest jesień, na szczęście jedna z moich ulubionych atrakcji wciąż jest czynna! To wodny tramwaj! W listopadzie i grudniu pływa na skróconej trasie i kończy kursowanie wcześniej, ale jest! Odkryłam tę formę transportu dopiero dwa lata temu, ale od razu się zakochałam. Z perspektywy rzeki możemy podziwiać oba brzegi rzeki ,i to w cenie biletu komunikacji miejskiej (kto posiada bilet okresowy, jeździ za darmo w dni robocze, w weekendy musi dopłacić). Przystanie są oznaczone literką D.

Jesienią mamy do wyboru 3 linie:

  • 2 - Petőfi tér (Erzsébet híd) - Batthyány tér M+H
  • 11- Kopaszi-gát – BudaPart -Újpest, Árpád út (⇢ Rómaifürdő)
  • 12 - Soroksár, Molnár-sziget - Csepel-Királyerdő




2. Gastronomia
Jesienne wieczory nie zawsze sprzyjają zostawaniu do późna na dworze. Z tego względu to idealny czas na poszukiwanie miłych knajpek i restauracji, gdzie możemy spróbować węgierskich specjałów i napić się wina. Jeśli chodzi o miejsce, za którym wprost przepadam i w którym jadam za każdym razem, gdy jestem w Budapeszcie, to Castro Bisztró przy Madách Imre tér 3 (Castro Bisztró). Mają tu świetną zupę gulaszową! 
Miałam wielką ochotę pójść (jak zawsze zresztą) do Szimpla - najsłynniejszego ze zrujnowanych barów Budapesztu. Zamiast tego odkryłam zupełnie nowe miejsce, które mogę z całego serca polecić! U podnoża Góry Gellerta, przy ulicy Béli Bartóka znajduje się uroczy bar (kawiarnia?) o nazwie  Béla. Chociaż nie jest to bardzo popularna część miasta w oczach turystów, to lokal był zajęty do ostatniego stolika. Mają tu naprawdę dobre wino i artystyczną atmosferę! Czasem warto zejść trochę z typowo turystycznego szlaku... 
Jest taka jedna rzecz, której nigdy nie potrafię sobie odmówić w Budapeszcie. I pomimo, że było 9 stopni, to nic mnie nie powstrzyma przed zjedzeniem kwiatowych lodów! Lodziarnia nazywa się Gelarto Rosa (click) i znajduje się tuż obok Bazyliki św. Stefana. Naprawdę, naprawdę warto!

Jeszcze przy okazji jedzenia, to o każdej porze roku, dnia i nocy, warto spróbować langosza. Prawdziwy langosz składa się z ciasta, śmietany, sproszkowanego czosnku i starkowanego żółtego sera i kosztuje ok. 500-600 forintów. Nie dajcie się nabrać na typowo turystyczne sztuczki - langosze za 1000-1200 forintów, w dodatku z szynką parmeńską, mozarellą czy inną nutellą. Może to i smaczne, ale czy na pewno będzie można potem powiedzieć, że jadło się prawdziwego węgierskiego langosza? 




3. Nocne spacery
Pogoda jesienna potrafi być różna. Mnie się naprawdę udało trafić na całkiem przyzwoitą. Dzięki temu mogłam zrobić to, co robię zawsze w Budapeszcie na potęgę - nocne spacery po mieście! Budapeszt nabiera nocą zupełnie innego charakteru, a mnogość świateł sprawia, że robi się wręcz magicznie. Wszystkie najbardziej "wizytówkowe " miejsca są wspaniale podświetlone - Zamek Królewski, mosty, Parlament, Baszta Rybacka, Kościół Macieja i tak można wymieniać i wymieniać. Jeśli tylko jest taka możliwość, nie należy w Budapeszcie nigdy rezygnować z nocnych spacerów. Co ciekawe, kiedy się zmęczymy lub będzie nam zimno, zawsze możemy liczyć na niezawodną budapeszteńską komunikację miejską! Przykładowo tramwaj 4-6 jeździ przez całą dobę, a o 1 w nocy co 15 minut!



Baszta Rybacka i cudowny widok na Parlament!
Zamek Królewski nocą

4. Jedzeniowe must have
Nieważne czy lato czy zima, mam moje ulubione węgierskie smaki, bez spróbowania których (i kupienia na zapas) nie jestem w stanie wyjechać.
Po pierwsze, batoniki Túró Rudi. Jest to baton, który posiada w środku masę serową z krowiego twarogu, a z wierzchu polany jest czekoladą. To jest wersja podstawowa, bo przez ostatnie lata nie zliczę, ile powstało wersji - z marmoladą w środku (truskawkową, z czarnej porzeczki itp.), z kremem orzechowym, karmelowy, z orzechową posypką, ciężko wszystkie zliczyć...
Po drugie, napoje z czarnym bzem. Można tu dostać bzowe syropy do rozcieńczania, bzowe napoje gazowane, bzową wodę, bzowe piwo, słownie: wszystko tu może być bzowe! 
Po trzecie, Tejföl. To może trochę zabawne, bo to dokładnie znaczy 'śmietana'. Pytanie brzmi, co takiego ciekawego w śmietanie? Ano to, i ja się będę przy tym upierać do końca, że to nie smakuje jak taka typowa śmietana, ale bardziej coś między śmietaną a serkiem. O ile nigdy by mi nie przyszło do głowy, by smarować chleb śmietaną i dorzucać na to jakieś warzywo (cebula, ogórek, itp.), to z Tejfölem jak najbardziej sobie to wyobrażam ( ku ogromnego niedowierzaniu Węgrów).
I po czwarte, papryka w proszku. Można ją tu dostać na każdym kroku, słodką lub ostrą, wedle uznania, i to w dodatku w takich pięknych woreczkach i z malowanymi łyżkami.






5. Zwiedzanie
Kiedy pogoda nas nie rozpieszcza, w Budapeszcie zawsze jest co robić wewnątrz. Muzeów są tu dziesiątki i każdy znajdzie dla siebie coś idealnego. Tym razem ja odwiedziłam tylko Parlament. Tylko i aż. Bo pomimo, że byłam w nim już 5(!) razy, to wciąż robi na mnie niesamowite wrażenie. Jest majestatyczny i niesamowicie zadbany - codziennie ok 150 osób dba o to, żeby wyglądał tak, jak wygląda!





Z innych miejsc 'wewnątrz', które zdecydowanie warto odwiedzić, polecam:

Tak więc, kto żyw, wszyscy do Budapesztu! Ja na pewno się tam jeszcze pojawię :)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

5.3 Garść końcowych przemyśleń

Słów kilka o Golem. Jest to miejsce typowo wczasowe. Wzdłuż plaży ciągnie się długi rząd hoteli, a przed nimi mozaika złożona z kolorowych parasoli. Przez kawałek miejscowości ciągnie się deptak. Mateusz powiedział:"Nie napisałaś wcześniej, że deptak jak w Kołobrzegu". Tak więc piszę o tym teraz. Wieczorem cała ta turystyczna masa wylega na ten deptak, prezentując swoją opaleniznę i ciuszki (dlaczego nikt mi nie powiedział, że na każdy wieczór muszę mieć inną sukienkę...?!). To miejsce, poza rolą wybiegu, pełni też rolę handlową. Po prawej i lewej stronie można znaleźć stragany z pamiątkami i jedzeniem, atrakcje z wesołych miasteczek typu strzelnica czy samochodziki. I te ludzkie pielgrzymki tak chodzą w te i we wte, najpierw deptakiem, a potem brzegiem morza - deptak na szczęście nie ciągnie się przez całą miejscowość - do naszego hotelu już nie dociera, tak więc wieczorami mogliśmy spokojnie posiedzieć ma tarasie, bez tych chmar ludzi paradujących przed naszym nosem.

2.6. Debrecen i piękne winnice Tokaju

Rozpoczynam zwiedzanie wschodu Węgier! W mój pierwszy dzień w Hajdudorog obudziłam się wypoczęta. Ach,co za cudny poranek na węgierskiej wsi! Cisza, spokój, słońce i świeże powietrze... Sounds perfect! Spokojnie, nie poganiana przez nikogo, poszłam coś zjeść. Zasiedliśmy z Levim w kuchni, która warta jest poświęcenia jej kilku słów, ponieważ jest lekko niestandardowa. Tata Leviego zajmuje się handlem starociami, jeździ po całym kraju, skupuje, sprzedaje, ale co ładniejsze drobiazgi zostają właśnie w kuchni. Ściany całe zawieszone są starymi łyżkami, dzbanuszkami,garnuszkami i innymi przedmiotami użytku codziennego. Całości dopełniają ręcznie tkane ściereczki i obrusiki,niektóre z motywami kwiatowymi, inne z wierszykami i przysłowiami. Cała kuchnia ma w sobie coś niesamowitego i nieuchwytnego. Odbicie przeszłości? Zapach folkloru? Radość życia bez pędu i pośpiechu? Wiem jedno. Czuję się tu świetnie. Jakby miasto i cała cywilizacja była lata świetlne stąd. Nie chodzi o to,że ludzie tu n

2.4. Balaton-czyli jak żyć w kraju bez morza?

I tak zostałam sama w Siófok. Siófok?Sama? Cofnijmy się do początku,czyli do 15 sierpnia. Wraz z Beatą i jej mamą pojechałyśmy pociągiem z dworca Deli do Siófok,czyli największego miasta na południowym wybrzeżu Balatonu. Wikipedia pisze o Balatonie tak: Balaton, Jezioro Błotne  – największe  jezioro   Węgier  i zarazem  Europy Środkowej , położone w południowo-zachodnich Węgrzech, na  Nizinie Panońskiej , u południowych podnóży  Lasu Bakońskiego , około 80 km od  Budapesztu . Powierzchnia 592 km² Wymiary 77 × 14 km Głębokość • średnia • maksymalna 3,2 m 12,2 m Wysokość  lustra 104 m n.p.m. Podróż trwała króciutko,bo tylko 1,5h.W międzyczasie omal nie doprowadziłyśmy konduktora do zawału naszymi polskimi legitymacjami.Wybałuszył oczy,ale nic nie powiedział.Dobrzy ci Węgrzy,litościwi dla bratanków. :) Po drodze przejeżdzałyśmy przez Szekesfehervar,czyli dawną stolicę kraju( dopisać do listy "do zobaczenia" na następną podróż!). Po ponad godzinie tory kolejowe prawi