Marrakesz jest trzecim największym, po Rabacie i Casablance, miastem w Maroku. Jest oddalony o ok. 250 km od Agadiru, gdzie mieszkaliśmy i podobno, jest jednym z Must See w Maroku. Każde biuro podróży (miejscowe czy nie) organizuje dla turystów jedno- lub dwudniowe wycieczki. My zdecydowaliśmy się na tę pierwszą opcję i o 7 rano wyruszyliśmy! Zanim przejdę do samego Marrakeszu, po prostu muszę zwrócić uwagę na drogę, która do niego prowadzi. Całą trasę Agadir - Marrakesz pokonuje się nowiutką autostradą przez góry Atlas! Są niesamowite i dzikie. Mieliśmy to szczęście mijać je w dwóch najlepszych porach dnia - o wschodzie słońca (które w październiku wstaje tu ok. 8) i zachodzie (ok. 18).
Marrakesz przywitał nas ogromnym upałem. Podczas, gdy w Agadirze było ok 25 stopni i dużo chmur, tutaj było przynajmniej 10 stopni więcej, niebieskie niebo i absolutne zero wiatru. Absolutne. Upał był po prostu nie do zniesienia, w typie "nie mam siły iść, nie mogę oddychać". Nie mniej jednak spędziliśmy ten dzień bardzo aktywnie.

Warto przejść się uliczkami starej Medyny, wąskimi i klimatycznymi. Budowanymi w czasie, gdy nikomu się nawet nie śniły samochody, a więc ledwo mieści się tam wóz zaprzężony w osła. I kiedy już przejdziemy przez Medynę, to płynnie wchodzimy na targ,czyli Shuk. Ale ten tutejszy jest dużo większy od agadirskiego. Może też dlatego, że tak naprawdę jest to kilka połączonych ze sobą targów, bo każdy specjalizuje się w innego rodzaju wyrobach-przez artykuły spożywcze i ceramikę, aż po kowalstwo i wyroby ze skór. Co ciekawe, na targu mieszczą się nie tylko małe sklepiki, ale także i warsztaty. I tak, tuż koło twojej nogi pan coś spawa ( bez rękawic i okularów, ale to już mniejsza...). Alejki targowe są bardzo wąskie, a pomimo tego lokalnym mieszkańcom nie przeszkadza jeżdżenie po nich motorowerami i skuterami. Trzeba naprawdę na nich uważać, bo są bardziej zwolennikami trąbienia niż faktycznego zwalniania, kiedy widzą pieszych... Shuk kusi zapachami przypraw oraz mnogością wzornictwa i ozdób. Ale niestety, ceny także nie należą do najniższych, zwłaszcza kiedy się jest turystą z Europy...
W centrum Marrakeszu znajduje się plac Dżami al-Fana. Chociaż może zdjęcie tego nie oddaje, to naprawdę niesamowite miejsce. Za dnia-zwykły plac, bez żadnych szczególnych atrakcji. W miarę, jak robi się coraz ciemniej, Dżami al-Fana ożywa. Naprawdę! Poza niezliczoną ilością straganów i budek z jedzeniem, pojawiają się tam zaklinacze węży, opowiadacze baśni, akrobaci i uliczni artyści. Niestety nie dane nam było zostać w Marrakeszu aż do całkowitego zmroku, jednakże na tych pierwszych się załapaliśmy. I pomimo że machali do nas, żebyśmy podeszli, to na widok najprawdziwszej kobry, jakoś mi się odechciało...

No dobrze, ale złe wspomnienia na bok, pora wracać do El Bahia! Kiedy zobaczyłam ten pałac na zdjęciu, byłam pewna, że jest mocno stary, tak na przykład tysiącletni. Tymczasem został zbudowany w drugiej połowie XIX wieku. Jego pierwszym właścicielem był Sidi Musa - człowiek, który z niewolnika stał się wezyrem! Dziś El Bahia należy do rodziny królewskiej, która zatrzymuje się tu podczas odwiedzin w Marrakeszu. Sam pałac, chociaż nie znalazłam w nim ani jednego mebla, zachwyca mozaikami (zwłaszcza na sufitach), ogromnymi kominkami i dziedzińcami. Zdecydowanie polecam!
Dla wielbicieli naturalnych kosmetyków Marrakesz ma coś specjalnego - odwiedzić można tzw. berberyjską aptekę. Są to sklepy, które oferują zarówno kosmetyki upiększające, jak i medykamenty wszystko całkowicie naturalne. Poczynając od najbardziej popularnego specyfiku, "płynnego złota" Maroka, czyli oleju arganowego (czy wiecie, że pozyskuje się go tylko i wyłącznie w tym kraju?), poprzez kremy z kaktusa, aż do kryształków mięty, które są dużą pomocą w problemach z zatokami.
Marrakesz jest zatem miejscem, które naprawdę warto zobaczyć. Jest z jednej strony prawdziwie arabskie, z drugiej - na tyle europejskie, że turystki - niemuzułmanki, mogą chodzić ubrane w krótkie spodnie i mieć odsłonięte ramiona. Jak to mówią, bezpieczna egzotyka. Warto poczuć ten klimat, poczuć te zapachy i zagubić się (w kontrolowany sposób) w uliczkach Medyny. A jadąc tam warto przejechać przez Atlas o wschodzie słońca!
Komentarze
Prześlij komentarz